piątek, 2 października 2015

Upał i szacunek mają to do siebie, że odpuszczają na jesień.

Zimny, jesienny poranek. Odprowadziłam dziś Małe Rogate do państwowej puszki pandory, pardon, przedszkola nieco później niż powinnam. Na korytarzach pusto. Szczenięta z okolicznych sal popiskiwały zajęte śniadankiem, przedszkolanki popiskiwały zajęte pilnowaniem by śniadanko nie dostało się również meblom i okolicznym elementom wystroju sal. 
Dziś jest dzień jakiejś wycieczki, za którą musiałam zapłacić równowartość biletu na pendolino relacji Warszawa- Wenus. Przy okazji, miła Pani poinformowała mnie o możliwości zakupu zrobionych niedawno zdjęć mojego pisklęcia. Pomyślałam, że przydało by się mieć jakieś aktualne fotografie na wypadek konieczności drukowania plakatów "ZAGINĄŁ" lub "ODDAM W DOBRE RĘCE", więc wręczyłam jej posłusznie banknocik, odebrałam fotki i czekałam grzecznie na korytarzu aż mi wyda resztę. Małe Rogate wyszło na tych zdjęciach wyjątkowo zabawnie, toteż wyjęłam telefon i zrobiłam (o ironio) zdjęcie by wysłać dalszej części rodziny. Gdy tak sobie stałam i próbowałam zmusić ustrojstwo do współpracy, podeszła do mnie jedna z pracujących w tym piekiełku, podstarzałych amatorek śmierdzącej kawy i niemniej śmierdzącej trwałej ondulacji. Popatrzyła krótko co robię, po czym odezwała się, wyrażając swoją dezaprobatę.
- No tak, to teraz nie trzeba już będzie kupować tych zdjęć. Bardzo pomysłowe.-
Mnie przytkało, popatrzyłam na nią uważnie i zaczęłam mówić, że tak się składa że właśnie kupuję te zdjęcia, ale nie poczekała na koniec mojego zdania, siorbnęła kawusię, mruknęła coś niezrozumiałego i odeszła gdzieś.
A ja się zastanawiam. Czy to, że zamiast w garsonkach/garniturach, chodzę w bojówkach, glanach i płaszczu, że mam zielone pasmo we włosach i słucham muzyki w drodze do domu w jakikolwiek sposób upoważnia osoby starsze, częściowo odpowiedzialne za przystosowanie naszych dzieci do życia w społeczeństwie, do braku szacunku? Do chamstwa?

Nie cierpię ludzi z tego miasta.

Brak komentarzy: