wtorek, 16 października 2012

poniedziałek, 1 października 2012

Działkowo


28 Wrzesień, gdzieś na końcu świata.

  Jak sobie załatwić weekend bólu i kuśtykania w zaledwie pól godziny? Nic prostszego!
 Wystarczy moim nowatorskim sposobem poczuć wiatr młodości w żaglach i przypomnieć swoim starym kościom dawno zapomniane treningi.
 Tak oto dzielny renifer zafundował sobie pełna godzinna rozgrzewkę szermiercza po przeszło pięciu latach siedzenia na dupie przed komputerem.  Zły, baaardzo zły pomysł..  Następnego dnia nie mogłam się ruszać. Po gorącym prysznicu ból w mięśniach ustąpił na tyle ze przy odrobinie samozaparcia mogłabym prześcignąć kontynent, ale tylko z górki.
Genialnie wręcz.
 W tej chwili, przeszło trzy dni po moim genialnym pomyśle  mogę już nawet biegać i kucać bez posykiwania i rzucania miechem o ścianę.
 Pogoda jakby podsłuchała moje samopoczucie. W dzień jest wręcz bajkowo pięknie, słonecznie i iście Złoto-Polsko-Jesiennie, a w nocy biegun północny skrzyżowany z bliskim sąsiedztwem Plutonu.
 Internet jest zupełnie jak pogoda. Niby jest ale troszkę jakby do dupy z takim. Na tyle do dupy, ze pierwowzór niniejszej notki pisze w notesie na kolanie, w środku nocy, ubrana w blue, kurtkę  bojówki  dwie pary skarpet, rękawiczki i w arafatce na mordce. Cud, ze długopis mi jeszcze nie zamarzł  a jest dopiero 28my września.  Fuckin' Ice Age!
 Moje osobiste Słońce siedzi jakiś pierdyliard kilometrów away i nadziwić się nie może  ze chce  mi się pisać notkę na bloga w notesie w warunkach opisanych wyżej  Siedzi tam sobie, poczwara w 30'C i wysyła przez Skype'a buziaki jak myśli ze nie patrzę.
 Yes, this part is about you. Keep studying! I will not translate it to you this time and don't even bother asking Got ;P I told her not to help you out ;P
 Tak wiec, mając nadzieje na rychły powrót do domu, wracam do czynnego zamarzania.
I pamiętajcie!
The Winter is Coming!

EDIT z dzisiaj.

Reniferek robi się coraz bardziej samodzielny i zaczyna wreszcie mówić. Specjalnie mówić, znaczy.. "Mama", "Tata", "Baba", "Hi" i "Hello" wychodzą mu już perfekcyjnie. Wczoraj dodał do kompletu "Tak" i "Nie", choć przy tych nadal pomaga sobie skinięciem. Biega, skacze, przynosi i reorganizuje niektóre rzeczy jak zupełnie duże zwierzę i coraz lepiej można się z nim dogadać  Polecenia w stylu "zanieś cioci buzdygan" wykonuje bezbłędnie.
 Poza momentami w których muszę mu tłumaczyć, że jeżdżenie na pile po drewnianej werandzie lub wrzucanie żab do ogniska nie jest tym co tygryski lubią najbardziej, czuje się najdumniejsza reniferowata mama na świecie.