czwartek, 6 grudnia 2012

wtorek, 4 grudnia 2012

Takie ot...


Zaobserwowałam ostatnio swoistą degenerację mentalności w niektórych kręgach moich znajomych. Najczęściej są to ludzie w wieku miedzy 25 a 35 lat, robiący właśnie "karierę" lub studiujący jakiś ogromnie ważny kierunek na studiach (na przykład filozofie). Wydaje się takowym, ze jedyny, słuszny plan na życie to studiować cokolwiek żeby tylko mieć jakikolwiek papier (bo niestety w większości wypadków na papierze się kończy ich wiedza o temacie) i machanie nim przed nosem każdej napotkanej osobie z wyższością w rzucanym na maluczkiego, spojrzeniu. Najczęściej osobnik taki ma na tyle mało elokwencji, wyczucia i, mówiąc wprost, szarych komórek  ze do każdej prowadzonej dyskusji potrzebny mu przynajmniej jeden wierny jak pies arbiter, odszczekując dwukrotnie każdy najmniej nawet sensowny frazes. Przykładem może być ostatnia moja dyskusja na popularnym portalu społecznościowym  Dyskusja o pewnym wątku w pewnej, dość sławnej z resztą książce.
  Mianowicie, okrutne, rozpieszczone książątko napadło dziewczynkę, i zostało natychmiast pogryzione przez jej monstrualnych rozmiarów wilczura. Wróciło, oczywiście  z płaczem do królowej mamy, która to natychmiast kazała zabić to zwierzę lub najbliższe jakie da się znaleźć  W efekcie uśmiercony został inny wilczur, miły  grzeczny, nieagresywny i robiący grzecznie kupkę do kuwetki. Królowa matka to generalnie wredna, złośliwa i okrutna k***a, książątko tak samo (może bez ostatniego) a dziewczynka i jej wilk to jedne z głównych bohaterek książki. Tyle opisu.
  Dyskusja natomiast wykwitła spomiędzy stanowisk koleżanki  "Biedny wilczek zamordowany bezczelnie przez głupią kurwę spiskującą przeciw rodzinie dziewczynki", a moim: "doskonale rozumiem instynkt matki każący uśmiercić każde zagrażające potomstwu zagrożenie".
  Doprawdy...
  Ja rozumiem, naprawdę rozumiem, że ktoś może lubić wilki. Ze można się przywiązać do tej klasycznie stereotypowej głównej  nierozumianej przez świat i pokrzywdzonej bohaterki, ale do cholery... W momencie gdy dziesięcioletnia dziewczynka nasyła na dwunastoletniego chłopca wilka wielkości motocykla, zabawa przestaje być zabawą, i raczej oczywiste ze za atak, wilk zostanie zastrzelony, nie? Otóż nie. Zdaniem owej koleżanki  ukarany powinien zostać chłopiec. Za co? Chyba za to ze w wieku dwunastu lat nadal nie wie ze z dziewczynka z wilkiem się nie zaczyna. No do chuja! Ludzie! Czy wasze papierki, kariery i pochrzanione systemy wartości moralnych aż tak mocno uciskają mozg? Jak można winić matkę za bezwarunkowa miłość do dzieci i chęć obronienia ich przed światem. Jak można nie rozumieć pewnych tak podstawowych rzeczy jak instynkt przetrwania...

 PS.
Za kontrargumentowanie tego jakże rozsądnego i dojrzałego punktu widzenia koleżanki, zostałam okrzyczana "kolejna inteligentna inaczej mamusia z kolorem kupki niemowlęcia zamiast mózgu . Koleżanka i jej wierny arbiter odszczekujący mi nawet częściej niż ona, zarzekły się obie ze nigdy przenigdy nie zmienią swojego punktu widzenia na świat  ze patrzeć nie mogą na znajomych takich jak ja którzy maja kaszkę zamiast mózgu  Wieść gminna bowiem niesie, ze jak się zostaje rodzicem, to człowiekowi odbija i nie nadaje się już do życia w normalnym i cywilizowanym społeczeństwie  staje się podczłowiekiem i trzeba do niego mówić najwyżej trzysylabowymi słowami żeby zrozumiał. I chyba faktycznie tak jest bo nadal nie rozumiem jak można być tak zacofanym kretynem.