Wakacje. w tym roku były wyjątkowo aktywne, przynajmniej dla mnie.
Mimo ponad trzydziestostopniowych upałów i powietrza gęstego do tego stopnia, że człowiek instynktownie zaczyna je przeżuwać, udało mi się ruszyć tyłek zza firewalla i pooddychać względnie świeżym powietrzem. Chronologicznie powietrze było później niż wcześniej, zaś najpierw był tydzień w Nowym Miejscu. Nowe Miejsce okazało się wbrew wcześniejszym obawom genialne, a jego Mieszkańcy przesympatyczni, choć przyznam, w wielu aspektach oryginalni. W Nowym Miejscu grawitacja działa szczególnie mocno, zwłaszcza rano. W efekcie po kilku nieudanych próbach zrezygnowaliśmy z P. z pomysłów równie abstrakcyjnych jak wstawanie rano, albo dojechanie na koncert (chlip :s). Udało się natomiast kilka innych ciekawych rzeczy o których z różnych względów nie będę wspominać i już. To tak ogółem.
Po Nowym Miejscu przyszedł czas na Orkon.
Uolaboga. Przysięgam, był to jeden z lepszych Orkonów ostatnich lat. Niestety tylko pod względem zabawy obozowo- ogniskowej, towarzystwa i pogody. Na całą resztę marudziłam i hejciłam już tyle razy, że nie chce mi się tego powtarzać i tutaj. Dość mówić, że za akredytację w wysokości 150 zł, otrzymaliśmy w sumie trzykrotnie mniej niż na poprzednich orkonach za ~70zł. I znowu, to tylko ogółem. Małe Rogate pojechało na Orkon z Babcią w ramach powiernika i bodyguarda. Pierwsze wrażenie oceniam na nie najgorsze, jeśli wyciąć epizod ze Skavenami (Przyjechaliśmy akurat jak Warhammerowcy schodzili z terenu gry, i na widok ludzi w ruszających szczęką szczurzych maskach Małe Rogate wpadło w spazmy). Resztę Orkonu Reniferek spędził na zjednywaniu sobie co straszniejszych osób na terenie obozowiska. Wróciliśmy do domu w jednym kawałku, także zaliczam ten wyjazd do udanych.
Przed nami jeszcze przynajmniej jeden ciekawy event, także do końca sierpnia coś się powinno jeszcze pojawić.
Sayo~ ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz