czwartek, 19 września 2013

Jak to Renifer opowiadał dziecku bajkę...

   Naszło mnie dziś na opowiedzenie Młodemu bajki na dobranoc. Zaczął wreszcie mówić, nawet prawie już zrozumiale, wobec tego przyszła pora na następny stopień zmamienia. Bajka.
Pamiętam jak moja starsza siostra opowiadała mi kiedyś bajkę o Krwiożerczej Nasturcji. Była to pełna przygód i zjadania napotkanych wędrowców historia smutnego kwiatka, który nie miał przyjaciół (tak przynajmniej pamiętam to dzisiaj) i który długo podróżował w niewiadomym celu i z niewiadomym skutkiem, bo w którymś momencie siostra moja uznała że za duża już jestem na bajki i nigdy nie dowiedziałam się co było dalej. A szkoda, może miałabym jakąś alternatywę na wypadek gdyby Młodemu nie spodobały się moje historyjki.
W każdym razie siadłam dziś przy łóżeczku Małego Rogatego i zrezygnowawszy z pomysłu śpiewania mu moim zachrypniętym i zmęczonym głosem piosenek na dobranoc (pozdro Gociak za „Hiszpańskie Dziewczyny” i „Jolly Roger” śpiewane jej kilkuletnim ówcześnie siostrzyczkom) postanowiłam opowiedzieć bajkę. Osobiście nie cierpię wszelkich nafaszerowanych morałami i smrodkami dydaktycznymi historyjek patentowanych kolejno przez wszystkich mamusiów i tatusie tego świata, więc pomyślawszy niedługo postanowiłam opowiedzieć mu przygody mojej ukochanej drużynki warhammerowej, która wiernie wyjadała mi chipsy i psuła sesje przez blisko dekadę. Zaczęłam całkiem niewinnie:

„Pewnego razu był sobie wielki wojownik imieniem Dieter. Lubił zabawę, korzystać z uroków młodości i lać po pyskach wszystko co spojrzało na niego krzywo.”

I tu włączyło mi się sumienie.  
Aha, zapowiada się świetnie...

*Odkaszlnięcie*

Nie umiał usiedzieć długo w jednym miejscu, więc bardzo dużo czasu poświęcał na podróże i sporadyczne ratowanie świata. Nie wędrował jednak sam, towarzyszyły mu elfka Naethandirrit i ludzka magini Miriel, która... (S: Jest zaklętym w śmiertelnika demonem i której za młodu wymordowano rodzinną wioskę? Naprawdę zamierzasz mu to powiedzieć?) ..nieważne. Bardzo się zaprzyjaźnili. Podróżowali po całym świecie, aż pewnego razu poszukując zajęcia dotarli do mało uczęszczanego szlaku na obrzeżach wielkiej i dzikiej puszczy pełnej nienazwanych jeszcze zwierząt i potworów których imiona ograniczały się do jedno samogłoskowych onomatopei. (S: Coraz gorzej, laska, coraz gorzej...) Rozbili obozowisko i zjedli kolację, ale z każdą chwilą czuli, że coś się wokół nich dzieje. Nae, jako elf była najbardziej ze wszystkich wyczulona na otoczenie nie wytrzymawszy napięcia podeszła do Dietera i zwróciła mu uwagę na absolutną ciszę, która panowała wokół. Nie słychać było nawet świerszczy. Żaden las nie bywa tak cichy. Drużynka niewiele myśląc zostawiła wierzchowce w obozowisku, zebrała najpotrzebniejszy ekwipunek i poszła w ciemność, prowadzona przez wilka Jifa, którego Dieter sam odchował i z którym praktycznie się nie rozstawał. Szli przez dłuższy czas aż trafili na bardzo stary, ledwo widoczny wśród poszycia trakt wiodący lekkim łukiem na wschód. Nie namyślawszy się długo postanowili iść jego śladem i znaleźć to co powodowało panującą tutaj, szarpiącą wszystkim nerwy aurę. (S: Oj, zapominasz się, Mlody ma niecałe trzy lata. Zluzuj z tym bo ma iść spać a nie moczyć się po nocach do późnej starości.) Po kolejnym, długim i dość już wyczerpującym siły marszu, dotarli do niewielkiej polany, na której brzegu stała mała, drewniana chatka. Dość nietypowe zjawisko, jeśli najbliższe osiedla ludzkie były stąd oddalone o dobrych kilka dni jazdy konnej. Weszli do środka i w okamgnieniu zrobiło się okropnie zimno. Okna chatki, które jakimś dziwnym trafem nadal miały szyby, natychmiast pokryły się szronem, a oddechy towarzyszy zamieniały się w kłęby białej pary...”

Tu Młody wreszcie litościwie zasnął i nie pozwolił mi dokończyć tej, w sumie całkiem strasznej historii. Śpi teraz słodko i co jakiś czas śmieje przez sen. Albo rośnie mi mały psychopata, albo jest szansa że żaden horror nie zrobi na nim większego wrażenia, bo w trakcie opowiadania przytakiwał gorliwie. Tak czy inaczej, resztę bajki spróbuję doopowiedzieć i dopisać jutro. 

1 komentarz:

Mortiis pisze...

Niezła baja :)