-Przepraszam was, ale czy nie wiecie
 gdzie ja mieszkam?- Powiedziała do nas dziś miło wyglądająca
 starsza pani, gdy szłyśmy z Małym Rogatym i O do sklepu. Młody
 pisnął i schował się za mnie (notabene ciekawe kiedy to zaczął
 bać się obcych, normalnie lgnął do ludzi), obie z O wymieniłyśmy
 zdziwione spojrzenia. - Nie pamiętam gdzie jestem, nie wiem nawet
 jak się nazywam, czy może wiecie kim jestem? Nie mam ze sobą
 portfela i nikt mi nie umie pomóc. - Babuleńka chyba myślała, że
 zamierzamy sobie pójść bo zaczęła nerwowo gmerać w zawieszonej
 na ramieniu torebce, najwyraźniej w poszukiwaniu dokumentów.
 Rozejrzałyśmy się dookoła. Godzina była popołudniowa ale w miarę wczesna,
 stałyśmy na parkingu jednego z większych sklepów w okolicy, więc
 ludzi wszędzie multum, a mimo to nikt nie chciał pomóc biednej
 kobiecie trafić do domu. - Pamięta pani może jak wyglądał pani
 blok? Może jakieś elementy okolicy?- O próbowała dowiedzieć się
 czegokolwiek, ale widać było że nic z tego. Babunia westchnęła.
 -Nie wiem, nic nie pamiętam, chyba robiłam zakupy, ale nawet tego
 nie mogę sobie przypomnieć.- Pokazała plastikową torebkę z
 czymś przypominającym lekko wymięte kajzerki.- Nic to, dziękuje
 wam, poszukam może na Aspekcie kogoś kto mnie zna.- I odeszła
 wolnym, zbolałym krokiem kogoś kto nie ma pojęcia dokąd pójść.
 W rękach ściskała torebkę z bułkami. 
Cholera, nie tego mnie
 uczono żeby odwracać się do ludzi dupą. 
-Pierdolę!- warknęłam
 szukając telefonu.- Nie zostawimy jej tak, spać bym nie mogła.
 Dokąd się dzwoni w takich wypadkach? Pogotowie? Policja?-
 Zawahałam się nad numerem. -Może miejscy?- Zaproponowała O.-
 Spróbuj na 112, to alarmowy, oni sami ustalą kogo wzywać.- No
 dobra, to dzwonię na NUMER ALARMOWY 112. Tak, ten właśnie który każą
 dzieciom w szkole wybierać gdy widzą że komuś dzieje się
 krzywda. Nie czekałam długo. -"Tu policyjny numer alarmowy.
 Przepraszamy, wszystkie linie są zajęte, Proszę czekać."- No
 kurdemol...!!! Nic to, dzwonię na 986. Po paru sekundach odezwał
 się dyspozytor. Przyjął zgłoszenie, poprosił żeby nie dać
 babci uciec („No wie pan, i co ja mam zrobić, na lasso ją łapać?
 To nie tak, że ona biegnie z zawrotną prędkością.”), żeby w
 miarę możliwości poczekać na ich patrol i wskazać im osobę „z
 zanikami pamięci”. Babcia tymczasem człapała uparcie środkiem
 ulicy. 
 
Nie wiem co się stało dalej,
 poczekałyśmy na patrol, pokazałyśmy babcię, która usiłowała
 wpakować się do budki śmieciowej przy zamkniętym osiedlu i
 poszłyśmy w swoją stronę. Mam nadzieję, że jej pomogli lub
 chociaż zadzwonili po pogotowie. Nie lubię patrzeć na rozwieszane
 po mieście kartki ze standardowym już tekstem „Zaginął/
 Zaginęła...”
Bo i poco się znać...?
Bo i poco się znać...?