Sobota.
Godzina trzecia nad ranem. Za kolejne pięć godzin zaplanowany mamy wymarsz na "targ"... Najprościej ujmując jest to miejsce w którym wszelkie mniej lub bardziej drobne złodziejaszki wyprzedają swoje łupy. Bomba. Raz znalazłam tam kilka części wyglądających podejrzanie podobnie do tych z mojego ukochanego roweru który mi rąbnięto parę tygodni wcześniej. Każdy orze jak może..
Kolonizacja Pokoju Ohydka (zwanego przez nas ostatnio Mordorem) przebiega zgodnie z planem. po wywiezieniu bez mała dwóch ton papierzysk (Green Peace powinien zacząć ścigać te wielkie komputerowe korporacje, jak babcię kocham...) udało nam się odkopać dwie trzecie podłogi i dotrzeć do okna. HURRRAAA~!
Szczęściem w nieszczęściu złapało mnie w swoje łapska jakieś przebrzydłe choróbsko. Szczęśliwie bo Reniferek pojechał do dziadków i przynajmniej się ode mnie nie zarazi, nieszczęśliwie, bo... no chyba nikt nie lubi brzmieć jak źle nastrojona wersalka. Smarkam, kaszlę i skrzypię na potęgę, łzawi mi jedno oko i w ogóle jest be i w ciapki. Fuj. Świat ssie!
Muszę się w reszcie zabrać za jakąś nową rogatą grafikę na bloga... poprzednia wisiała już zbyt długo a za cholerę nie mam pomysłu. Przydałoby się coś czego jeszcze nie było... Daaamn
*Idzie szukać Weny*
Jesień idzie...
6 komentarzy:
CTHULHU!
C*uj Ci w zycie! :D
O żesz Ty w mordę.
buahahahaah :D
dobra, dobra, Ty się kuruj i jak się dokurujesz, to wpadaj :D
i jak idą prace?
*nieśmiało podzielę się wiedzą ze studiów - 15 września to w Polsce nie jesień idzie a od dawna siedzi na dupie i ma się dobrze :P *
Prześlij komentarz