czwartek, 8 grudnia 2011

Nad ranem

Radio zagrało czwartą rano. Charakterystyczne piknięcia pełnej godziny w Trójce otrzeźwiają na tyle, żeby zdać sobie sprawę ile centymetrów dzieli czoło od klawiatury. Po lewej w wózku śpi Małe Rogte. Przez parę minut obserwuję jak biegnie przez sen. Zastanawiam się kogo goni, bo nie przypuszczam żeby mój mały bohater śnił o uciekaniu.
 Spoglądam na monitor. Jak przez mgłę widzę pasek Fejsbuka odpalonego w przeglądarce, zwiniętą na listwę grę w której ciężkozbrojny wojownik od pięciu godzin grzeje stopy przy ognisku i mrugające od niewiadomo kiedy okienko komunikatora z ostatnią wiadomością "Znikam, dobrej nocy :)".
Odchylam się na krześle  i przeciągam, słuchając przytłumionej kanonady strzelającego kręgosłupa. Paradoksalnie po tym mięśnie bolą jeszcze bardziej niż wcześniej. Wstając automatycznie sprawdzam ostatnie wiadomości w komórce. Wiem, że o tej godzinie nikt nie ma mi nic więcej do powiedzenia, ale dzięki temu przynajmniej mam później o czym myśleć zanim zasnę. 

 Zazwyczaj zdążam tylko złapać puszkę z herbatą zanim Małe Rogate zaczyna piszczeć w wózku. Nadal nie wiem czy on wyczuwa moją nieobecność w pomieszczeniu, czy jest po prostu złośliwy i nie daje mi w spokoju zająć się sobą. Na szczęście zdążam pobujać wózkiem zanim się rozbudzi, więc mogę spokojnie wrócić do kuchni.
 Parę minut później siedzę znów przy biurku i gapię się bezmyślnie w main-page googla, myśląc intensywnie o tym co chciałam jeszcze dziś załatwić przed snem. Nic nie przychodzi do głowy więc wchodzę na fejsa i po raz setny przeglądam dzisiejsze aktywności znajomych. Standard codzienny to przynajmniej jedno ogłoszenie konkursu czy larpa, dwa lub trzy ranne lub porzucone zwierzęta, prywatne bzdury o katarze i rozlanej kawie i kilka demotywatorów. W sumie nic ciekawego.
 W końcu, bohaterskim wysiłkiem zmuszam się do wyłączenia komputera. Dopijam herbatę, Zdejmuję słuchawki i odkładam razem z okularami na klawiaturę. Dopiero teraz czuję jak bardzo bolą mnie oczy. Przez parę minut zbieram z podłogi zabawki, rozwleczone przez koty i dziecko farfocle i wszelkie rzeczy na które można nadepnąć z mniej lub bardziej opłakanym skutkiem, po czym rozkładam kanapę. Korci mnie zawsze żeby paść na nią tak jak stoję i po prostu zasnąć, ale wizja Małego Rogatego wypadającego z płaczem z wózka na podłogę mobilizuje do ostatniego wysiłku.

 Pół godziny później decyduję się wreszcie zasnąć. Myślenie nie idzie w parze z wypoczywaniem, a już na pewno nie myślenie o "Tym".  Szeptem wołam Wiedziemkę. Wiem, że choćbym mówiła samym oddechem, ona i tak usłyszy. Parę sekund później mam ją już zwiniętą w kłębek przytuloną do policzka. Moje ukochane kociątko.
 Zasypiamy razem wsłuchane w oddech Małego Rogatego, szum wiatru za oknem i stukający o szybę koniec sznura od bielizny.

Dobranoc.

2 komentarze:

ikona pisze...

Brzmi trochę jak splin jesienny połączony z "odczeptumisiwizmem pospolitym". Dodatkowa porcja zasuwa pozwala zasnąć w każdej pozycji, o każdej porze i nawet bez kociego towarzystwa ;)

~Atka pisze...

To fakt ;D Muszę wypróbować ;D