Pewnego pięknego dnia, okolo tydzień temu, moje najmilsze kochanie oznajmiło mi, ze tym razem samo zrobi śniadanie. Kazało sobie isc z kuchni, najlepiej w ogóle spowrotem do lozka, siedzieć cicho i nie podpowiadac.
Poszlam zatem do pokoju, odpalilam laptopa i probowalam nie zapeszac. Z kuchni zaczely przylatywac mile zapachy, wiec odprezylam sie nieco i wlaczylam jakas muzyke.
Poszlam zatem do pokoju, odpalilam laptopa i probowalam nie zapeszac. Z kuchni zaczely przylatywac mile zapachy, wiec odprezylam sie nieco i wlaczylam jakas muzyke.
Nie zauwazylam kiedy odpalil pierwszy alarm przeciwpozarowy. Dopiero po dluzszej chwili przerazliwego jazgotu dotarlo do mnie, ze to nie filmik na YouTube, tylko rzeczywistosc, i ze siedze w sypialni na pietrze, w dodatku za zamknietymi drzwiami i jesli nawet tu czuc patelnie, znaczy ze w kuchni na dole przestalo byc sielankowo. Malo nie spadlam ze schodow lecac na zlamanie karku niesc (o ironio) pomoc, ale przyhamowal mnie w sieni widok cwiercrudzielca stojacego pod czujka i wachlujacego ja deska do krojenia z przepraszajaco- sploszonym wyrazem twarzy.
- Nie przejmuj sie, on jest jakis wyjatkowo czuly, odpala sie przy byle okazji, przynajmniej raz w tygodniu.- Powiedzialo i odprawilo mnie spowrotem na gore, dokladnie zaslaniajac soba widok na kuchenke. Poszlam zatem probujac sobie wmowic ze nie widzialam klebow dymu, a po prostu mam zasyfione okulary.
Druga syrena przeciwpozarowa wyrwala mnie z zamyslenia niecale 5 minut pozniej. Zgalopowawszy znowu na dol, znalazlam moje Kochanie w jadalni, stawiajace na stole talez pelen czegos. Na moj widok zarumienilo sie lekko i mruknelo...
- Nie przejmuj sie, on jest jakis wyjatkowo czuly, odpala sie przy byle okazji, przynajmniej raz w tygodniu.- Powiedzialo i odprawilo mnie spowrotem na gore, dokladnie zaslaniajac soba widok na kuchenke. Poszlam zatem probujac sobie wmowic ze nie widzialam klebow dymu, a po prostu mam zasyfione okulary.
Druga syrena przeciwpozarowa wyrwala mnie z zamyslenia niecale 5 minut pozniej. Zgalopowawszy znowu na dol, znalazlam moje Kochanie w jadalni, stawiajace na stole talez pelen czegos. Na moj widok zarumienilo sie lekko i mruknelo...
"Moze byc nieco chrupkie".
Przypomnialam sobie o opisaniu tego poranka, bo wlasnie udalo mi sie doczyscic te patelnie.
Az doedytuje bo mi rudyinaczej wlasnie przypomnial ze to nie byl koniec tego dnia.
Pozniej tego samego wieczoru uparl sie, ze sie zrehabilituje i pomoze mi przy obiedzie. Nie chcac mu zrobic przykrosci ani dac nic istotnego do rak (robilo sie pozno a bylismy glodni), poprosilam zeby postawil patelnie z olejem na gazie i, jak to zwykle bywa, odwrocilam sie doslownie na moment zeby wyplukac rece, a jak popatrzylam spowrotem, juz wesolo plonely lezace obok kuchenki pomidory w siatce... >.>