Ktoś całkiem inteligentny zadał mi ostatnio pytanie, czym dla mnie jest miłość. Ciężko z biegu wyrzucić z siebie jakakolwiek konstruktywna odpowiedz, szczególnie ze temat jest nieco zbyt skomplikowany jak na dyskusje przy fajku i szczękających z zimna zębach, czekając w śnieżycy na swoja kolej w kebab-barze.
Zastanowiwszy się nad tym nieco, mogę teraz bezpiecznie odpowiedzieć, ze za diabla nie mam pojęcia.
Mając lat piętnaście, myślałam ze to bezgraniczne oddanie, wierne branie czyjejś strony, patrzenie sobie godzinami w oczy i ratowanie się nawzajem z opresji. Niestety do pierwszych paru punktów nie pasuje charakterem, pojedynek na spojrzenia wygrywam nieraz z własnym kotem a co do opresji- najlepiej daje sobie z tym rade sama.
Gdy miałam lat dwadzieścia, myślałam ze miłość jest we wspólnych śniadaniach, planach na przyszłość, wieczystych przysięgach i bezcelowych spacerach w środku nocy. Ze znaleźć ja można tam, gdzie dwoje ludzi odbiera na tych samych falach, dopowiada sobie nawzajem zdania i wie na co ten drugi ktoś ma ochotę w łóżku. Teraz wiem, ze plany to kręgi na wodzie, ze przysięgi składane bez szczerości nie maja wartości, ze spacery sauté są równie, jeśli nie bardziej przyjemne i ze w łóżku nie zawsze musi być "w łóżku".
Teraz mam lat dwadzieścia pięć. I waham się przed napisaniem następnego zdania. Wydaje mi się, że miłość dla każdego znaczy co innego. ze jest jej tyle samo wszędzie, gdzie jest dwoje ludzi zdeterminowanych żeby znaleźć szczęście i podarować je temu drugiemu. Ze jest w sprzeczkach, w telefonach w środku nocy, dąsach, strachu przed przeszłością. W rozumieniu siebie i innych, w śmieszących każdego niedopowiedzianych żartach... W zwątpieniu we własne siły i ślepe dopingowanie sprawom przegranym. Do wyboru do koloru.
Nie mam na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi, S. Cokolwiek byś mówił.
"O miłości wiemy niewiele. Z miłością jest jak z gruszką. Gruszka jest słodka i ma kształt. Spróbujcie zdefiniować kształt gruszki. "
— Andrzej Sapkowski "Czas pogardy"