Środa, godziny poranne.
Przyjechał kurier z jakąś okropnie ciężką paczką do MW. Zadzwonił domofonem akurat jak robiłam herbatę, więc spokojnie zdążyłam zejść na klatkę i otworzyć mu drzwi zanim obrócił do samochodu i z powrotem. Mijając mnie na schodach, wgapił mi się w biust i nieco zamyślonym głosem powiedział -No, takej jeszcze nie miałem.- Po chwili, zorientowawszy się jaki ja mam wyraz twarzy i co właśnie padło, przestraszony szybko dodał - Orkon! Znaczy, koszulki z Orkonu nie mam jeszcze! Nigdy nie udało mi się przyjechać!- Po czym szybko zebrał podpis na liście i uciekł.
Padłam.
Edit. Nie mam pojęcia czemu ten post wygląda w ten sposób. Chyba miałam pecha tamtego dnia.