Karp 2010
W telewizji, zapłaconej przez świąteczny hipermaket
Wymyślono, że odbędzie się, na żywo (jeszcze) - wywiad z karpiem
Gdy włączono już kamery, komputery i tak dalej
Karp na wizji się ukazał, po czym nie powiedział Nic... Nic, no - wcale
A w dodatku, wszystko w karpiu - ogon, płetwy, skrzela, głowa
Cały Karp - niósł jakby propozycję - by go gdzieś tam pocałować
Ależ dramat! Ależ blamaż! Ale przedświąteczna klęska!
Telewizji Ulubianej - oglądalność spadła z nagła niżej pępka
Krok po kroku, krok po kroczku
Najpiękniejsze w całym roczku
Idą święta..
Ale, nocą już, w Dzienniku, w dziale - „O tym co nas szarpie"
Powiedziano, że się odbył pierwszy w świecie i udany wywiad z karpiem
A Karp życzył ludziom zdrowia, szczęścia oraz innych lubych rzeczy
Znaczy... - Karp... - nie mówił tego. Ale też i nie zaprzeczył
Krok po kroku, krok po kroczku
Najpiękniejsze w całym roczku
Idą święta, Idą święta
Bądż nam Karpiu i ze sto lat - w stawie, sprawie, czy na stole
Boś już nie jedynie Świąt, a Nadziei-ś nam symbolem
W beznadziei słów paplanych tak codziennie - w świętym szale
Już - Nadzieja tylko w tych, co mówią mało. Albo wcale.
Świąteczne wariactwo wystartowało jeszcze w listopadzie. Miałam prawo tego nie zauważyć wcześniej, ze względu na średnie wychodzenie z domu w ostatnich miesiącach (brzuch i tak dalej... choć nie, właściwie to wyłącznie brzuch). Tak więc dziś od samego wyjścia z klatki potknąć się można o wszechobecne mikołaje, aniołki, choinki i renifery, które przekrzykując się (na szczęście tylko wizualnie) z kolorowymi wrzaskami "PRZECENA!", "OKAZJA!" (i "LUBIĘ PLACKI!") na witrynach sklepowych, przystankach autobusowych i generalnie wszędzie gdzie tylko zmęczony wielobarwnym tałatajstwem człowiek próbuje zawiesić spojrzenie, próbują udowodnić nam wszystkim ze mamy zdecydowanie zbyt pękate (ich zdaniem) portfele... Dodatkowo jak wspomniała Ikona handlowcy i wszelcy marketingowo wyuczeni spece od tortur maści wszelakiej próbują nam wsadzić łapska do kieszeni już nie tylko oślepiając barwnym oczopląsem... Teraz, żeby uniknąć typowej, świątecznej klaustrofobii musielibyśmy wychodzić z domu z potężnymi słuchawkami (najlepiej z rockiem czy jakims death metalem, bo inaczej nie zagłuszy), klapkami na oczach i z tabliczką "NIE, DZIĘKUJĘ!" albo "JUŻ KUPIŁEM/AM!" przypiętymi do przodu i tyłu kurtki... inaczej sie nie da.
Jeśli wejdziesz do samu w samych sluchawkach, za moment zaroi się wokol ciebie od dwudziestoparoletnich panienek przebranych za hentaiowe podobizny zwierzątek futerkowych, oferujących kęsa serka/chlebka/paszteciku i cholera wie czego jeszcze... Brak klapek na oczy skutkuje oczopląsem, a tabliczek- ustawicznym pytaniem czy "w czymś może pomoc?" Paranoja :D
Tak czy inaczej, prezenty jakieś udało mi się kopić, mimo istnej inwazji zombie (wersja świąteczna) na centrum handlowe. Wyszłam stamtąd w szoku, leciutko poobijana, ale tez niezwykle dumna z faktu iż żyję i mam portfel z dokumentami nadal przy sobie ;]
Wesołych Dni Uśmiechniętych Sprzedawców!